Wydaje mi się też, że od przeniesienia jej na halę pomniejszyła się liczba wystawców.
Kamienie jak zwykle były piękne, choć mały wybór. Zachwyciłam się słońcem pirytu i labradorytami. Jednak najpiękniejsze były dla mnie zbyt drogie i zbyt duże bym mogła je do czegoś wykorzystać.
Z biżuterią gorzej, dużo zwykłych wisiorków z kamykami, które można znaleźć w wielu miejscach, trochę biżuterii srebrnej, ale nic powalającego. Zachwyciło mnie jedno stoisko z ręcznie plecionymi bransoletkami i naszyjnikami z koralików z kamieni półszlachetnych. Były naprawdę piękne! Najbardziej spodobała mi się bransoletka z hematytów w formie geometrycznej rurki, żałuję, ze nie zrobiłam zdjęcia. Ceny też były piękne, ale w pełni zasłużone.
Może teraz troszkę o moich zdobyczach.
Labradoryty. Oczarowały mnie jakiś czas temu i nie mogłam przejść koło nich obojętnie.
Największy, ma ok. 8 cm długości. Z jednej strony mieni się zielenią i błękitem, z drugiej burzowym odcieniem granatu.
I dwa mniejsze, nieregularne kaboszony. Na większym urzekły mnie te ciemniejsze linie kończące się na środku kamienia. Skojarzyły mi się ze śladami po pazurach. pochodzą z Madagaskaru.
Co ciekawe pod słońce labradoryt wygląda tak:
Trzy kaboszony owalne. Fioletowy to ametyst, zielonego i czarno-szarego nie znam, ale spodobały mi się ich kolorystyka i deseń.
Zielony pod słońce wygląda jak mętne akwarium z mchem.
Pałeczka selenitu z Maroko.
Kyanit, Spodobała mi się ostatnio jego faktura i bardzo ucieszyłam się, ze go znalazłam.
Amonit z Madagaskaru.
Dwa surowe ametysty z Urugwaju.
Fluoryt.
Turmalin. Ten pochodzi z Brazylii.
Nie mogę się doczekać na giełdę w katowickim Spodku. Nie byłam tam od kilku lat. Jestem ciekawa czy pamiętam to tak jak jest naprawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz